Zakładki

Przygody - tutaj zamieszczę opowieści o moich przeżyciach i przygodach.

Moje "dzieła" - odwiedź tą zakładkę, aby obejrzeć wytwory mojego umysłu: przemyślenia i opowiadania, zazwyczaj, hmm... średniej jakości :D

Pomysły - tutaj umieszczam wszystkie pomysły na to, co możecie wykonać z różnych okazji.

Odkopane skarby - wykopane, wygrzebane, wyeksplortowane. Rzeczy, których ja nie zrobiłam ani nie napisałam, tylko skopiowałam lub przepisałam, bo mi się spodobało.

O mnie - przeczytaj koniecznie mój opis.

Cytat

Nie możesz zostawić śladów stóp na piasku czasu przez siedzenie na tyłku.
A kto chciałby zostawić odcisk swego tyłka na piasku czasu?

piątek, 30 kwietnia 2010

Moja kotka Kicia

Chcę opowiedzieć pewną historię, dzięki której polubiłam wieś i naturę. Choć teraz w moim lasku jest dużo kwiatów, drzew i zwierząt, kiedyś nie wyobrażałam go sobie takiego.

A było to tak: moi rodzice 2 lata temu wpadli na pomysł, aby zbudować sobie domek na wsi. Wcale nie byłam zachwycona. "Teraz będziemy na złamanie karku jechać 150 kilometrów z Warszawy na Kurpie, tylko po to, aby do wyposażenia naszego domku dodać jakiś >>cenny antyk<<". Jednak jest coś, na co teraz już cieszę się z wyjazdów.

Kurpie to rodzinna kraina mamy. Jest piękną krainą, pełną lasów i szczyptą jezior, przez które płynie rzeka Narew. Przyjeżdżamy tam do dziadków. Dziadkowie posiadają piękną farmę. Mają psy, koty i krowy. Kiedyś mieli konie, kury i świnie. Koty i psy były zawsze. I właśnie dlatego lubię dziadkową farmę.

Najpierw była sunia Mucha, psy Kajtek i Bady, oraz kotki Łatka i Milunia.

Mucha urodziła szczeniaki Piszczusia i Gryzacza. Potem umarła ze starości, bo była pierwszym psem z farmy, którego znałam. Pieski dziadek sprzedał.

Kajtek wszystkich się bał, oprócz mnie. Nauczyłam go, że kiedy ruszam ręką w charakterystyczny sposób, to nie chcę mu zrobić nic złego. Kiedy wyjechałam, uciekł z farmy i nie wrócił.

Łatka była pierwszą kotką, którą znałam. Ale przyszedł jakiś dziki kot, i przy każdej bliskiej okazji, kiedy byłam nieco dalej, rzucał się na Łatkę i gryzł jej kark.

Bady był bardzo groźnym psem, który żył najdłużej po Miluni z pierwszego pokolenia. Nie dało się do niego podejść, bo ciągle szczekał i szczekał. Niedawno umarł ze starości.

Milunia żyła dłużej niż Łatka. Urodziła 2 czarne kotki - Pawia i Hudiniego. Paw podnosił grzbiet, kiedy podchodziłam do niego i bardzo prychał, a Hudini jest tak chudy, że nie miał trudności z uciekaniem. Nie miał żadnego ciężaru. Teraz Miluni nie ma, ale jej kociątka żyją nadal. Była przyjaciółką Łatki, dlatego nic dziwnego, że zestarzała się w podobnym tempie co reszta zwierząt z pokolenia.

Potem przyszedł Zefir. Lubił skakać, co robił zresztą bardzo wysoko. Nie wiem, co się z nim stało. Nie ma go od zeszłego roku.

Aza była moją ukochaną owczarką niemiecką. Urodziła pieska Azora. Żył jeszcze wtedy Bady. Potem dziadek sprzedał i Azę, i Azorka.

Łatek został zaadaptowany przez Azę. Jest ślicznym, wilczurowatym kundelkiem. Żyje nadal, bawi się z Kicią.

No i mniej więcej wtedy się pojawiła…

Było gorące lato. Aza była w ciąży. Domek mieliśmy wykończony i teraz trzeba było tylko meblować. Zbieraliśmy wtedy wiśnie z dziadkami. Ja, dziadek i babcia. Wtedy babcia kazała mi iść po kolejny koszyk, bo drzewa uginały się od owoców. I wtedy zobaczyłam ją po raz pierwszy…

Siedziała na parapecie komórki. Okropnie piszczała i miała mokre oczy. Była kociątkiem. Cała czarna, ze złotymi oczkami. Miała kilka białych włosków na szyi. Próbowała wyjść przez szparę w oknie. Pobiegłam zadyszana do sadu, i opowiedziałam babci o moim zaobserwowaniu. Babcia poszła tam, i zamiast pomóc kociątku, zaczęła z dziadkiem deską zamykać szparę. Ale nie wyciągneli jej z komórki.

Moja mama na szczęście ją wyciągnęła, kiedy namówiła dzadków. Wtedy, kiedy pokazałam jej "płaczące" kociątko. Byłam bardzo szczęśliwa.

Potem Kicia częściowo mieszkała w komórce, a częściowo w domu dziadków. Rano ja i Aga przychodziłyśmy, wyjmowaliśmy Kicię z komórki i przenosiliśmy do domu dziadków. Potem gniotłyśmy gazetę w kulkę i dawałyśmy Kici do zabawy.

Wtedy pokazała nam, jaki będzie miała charakter. Wykazała się niezwykłym zapałem polowania. Bardzo śmiesznie się rzucała, goniła gazetę, zawijała się pod nogami stołka.

Miałam też pewien kłopot: musiałam karmić ją, bo była w takiej "depresji", że zachowywała się, jakby nie wiedziała, do czego służy mleko. Dotąd myślałam, że karmienie kotka przez butelkę do absurd. I rzeczywiście był. Palec zamoczony w mleko zupełnie wystarcza. Potem można łatwo wskazać kotu, z kąd jest taki smaczny. Po dotknięciu palcem tafli mleka Kicia sama do niego podbiegała i zaczynała chłeptać.

Bardzo szybko rosła. Aż musieliśmy się pożegnać, aby spotkać Kicię za rok w wakacje.

Po roku w wakacje Kicia była już dużą kotką. Otrzymała już przywilej, aby samodzielnie wychodzić na dwór. A wystarczyło żeby wejść do sadu, a już Kicia wychodziła nam na spotkanie. Nie wiem, jak ona to robi, ale robi dotychczas.

Pewnego dnia postanowiłam pokazać Kici nasz dom. Wzięłam ją na ręce i ruszyłam w drogę. Kilka razy Kicia wyskoczyła mi z rąk. To pewnie z oszołomienia. W końcu pierwszy raz idzie do naszego domku. A przy bramie musiałam ją przytrzymać, aby mi nie uciekła. Kupiłam dla niej rybę i poprosiłam Sonię, aby ją do mnie przyniosła. Kicia już, już mi się wyrwała, więc nie było innego sposobu jak dać Kici rybę do powąchania przez folię, a potem wyjąć z folii rybę. Podziałało. Kici tak spodobał się zapach ryby, że była gotowa zjeść nawet folię. Wzięła rybę w zęby i pobiegła z nią w krzaki.

Teraz Kicia zna nasz dom i przychodzi tam, kiedy tylko wie o naszej obecności. Rzadko bywa u dziadków, bo ciągle odbywa podróże odkrywcze, a przy okazji szuka siedlisk myszy i nie tylko.

Kiedyś upolowała:
  • pisklaka skowronka;
  • dorosłego skowronka;
  • jaszczurkę;
  • kilkanaście wielkich, tłustych myszy;
  • żabę,
  • jaskółkę,
  • zająca (!).

Z jakiegoś powodu zawsze przynosiła swoje zdobycze do nas, na taras...

Ta historia jest w całości prawdziwa.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Konstytucja 3 maja (1791)

W tym roku upływa 219 rocznica uchwalenia Konstytucji w Polsce -  a także jest to 1 nowoczesna konstystucja w Europie. Jest ona polskim świętem narodowym. Czcimy ją, wywieszając biało-czerwone flagi.

 
Tu jest fragment historii uchwalenia Konstytucji:

 
Przed Zamkiem Królewskim snuły się wielkie tłumy.(...) Zdaje się nawet, że i kamienice ruszą na Zamek. Lecz kamienice stoją. Za to słońce jasne i gorące wchodzi razem z tłumem do sejmowej sali. (...) Galeria była na górze. W dole zaś sala ogromna, niby kościół największy, i cała szczelnie wypełniona. U samego końca czerwone, wielkie krzesło, a na nim - król, Stanisław August Poniatowski. (...) Konstytucja była już przeczytana, a teraz posłowie mówili jeden po drugim, którzy za, a którzy przeciw. Wreszcie sam król się podniósł i prosił, żeby głosować. A wszyscy wraz przyjęli Konstytucję, wołając:
- Zgoda! Zgoda! Wiwat Konstytucja!
(...) W radosnej wrzawie zniknęły głosy tych niewielu, co sie przeciw Konstytucji opowiadali. (...) Wtem rzekł król:
- Przysięgam Bogu i żałować tego nie będę. Proszę waszmość panów, kto kocha ojczyznę, niech idzie ze mną do kościoła wykonać tą samą przysięgę!
A wtedy wszyscy ruszyli do drzwi, wołając, ile kto miał siły w piersiach:
- Wiwat Konstytucja narodowa! Wiwat król! Wiwat wszystkie stany!
Maria Dąbrowska
Ostatnie zdanie, choć niepozorne, daje do myślenia. Stany to grupy społeczne:
  • szlachta;
  • duchowieństwo;
  • mieszczanie;
  • chłopi.
Konstystucja częściowo likwidowała te niesprawiedliwe różnice. Więc słusznie autorka wpisała tam słowo wiwat!.
Ten tekst wprawia mnie w zainteresowanie historią, radość, i dumę, że jestem Polką.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Mój miś

"Kocham swojego misia" -
pomyślałam sobie dzisiaj.
Była wtedy 8 rano,
rodzice zostawili mnie samą.
Był to dzień od lekcji wolny,
lecz taki jakiś... powolny.
Słyszę - ktoś mi przysłał SMS,
a na tapecie mój miś jest.
"Jesteś moją kochaną osobą,
ja cię kocham z całego serca,
ale tapetowy miś? Niezła heca..."
Nic z tego SMS-a nie rozumiem.
"Co to za osoba?" - myślę. Patrzę na numer.
Nigdy nie widziałam numeru takiego.
"Chyba ten ktoś ma pomylone ego."
Ziewnęłam i przeciągnęłam się.
Poprawiłam swego misia, co "Teddy" ma na imię.
Idę do kuchni wypić kakao Puchatek.
Zjem trochę z mlekiem misiowych płatek.
Skończyłam jeść i nudzę się. Nudzę okropnie.
Myślę: może sobie posiedzę przy oknie?
Więc przy oknie siadam.
Sąsiadka sąsiadce o jakimś niedźwiedziu opowiada.
Sprzedawca balonów na rogu ulicy stoi
i woła: Kto chce, kto chce misiów helem napełnionych?
Patrzę jeszcze chwilę przez okno,
widzę, że deszcz zaczyna padać, balony-misie mokną.
Zamykam okno.
Nie chcę patrzeć, jak misie mokną.
Włączam komputer. Zasiadam do niego.
Wpisuję hasło "miś" do pulpitu mojego.
Na tapecie jest mój miś.
"Może w Zoo Tycoon zagram sobie dziś?"
Płytę do czytnika wkładam.
W tej grze wielkim zoo władam.
A w tym zoo sporo nieźdzwiedzi.
Każdy we własnej klatce siedzi.
Słyszę nagle do drzwi dzwonek,
"Ciekawe, kto do mnie przyszedł w ten dzionek?"
Podchodzę do drzwi. Otwieram je.
- Dziękuję, że wpuściłaś mnie! 
Nikt mnie nie chciał u siebie ugościć,
Ale, by to opowiadanie uprościć,
i pięknie zakończyć jeszcze dzisiaj,
powiedzmy chórem: LUBIMY SWOJEGO MISIA!
Tak, poetko, prawdziwym misiem ja jestem,
i mam pytanie: czy zadowoliłaś się moim SMS?